W ramach nadchodzącego Restaurant Week mieliśmy okazję przetestować menu w Nifty No. 20. Restauracja znajduje się na parterze hotelu przy ulicy Żydowskiej 20. Samo wnętrze robi wrażenie – urządzone nowocześnie, ze smakiem, ale jednocześnie przytulnie. Dobrze wyposażony bar umiejscowiony pośrodku zachęca do dłuższych odwiedzin. Testujemy zarówno menu podstawowe, jak i wersję wegetariańską.
Na pierwszy rzut – consomme ogórkowe z ziemniakami i boczkiem. Przyznam, że od długiego czasu jesteśmy fanami consomme w niemal każdej postaci. Wiedząc ile pracy wymaga – tym bardziej doceniamy, że restauracje podejmują się wariacji na temat tej potrawy. Podano nam talerz z ziemniakami parmentiere – czyli pokrojonymi w kostkę o boku 0,5cm oraz mocno zgrillowanym chipsem z boczku. Na taką kompozycję kelner wlał consomme, które okazało się idealnie sklarowane. W smaku – rewelacja. Dla tych którzy lubią zupę ogórkową będzie to niecodzienne doznanie – bowiem zupa przy zdecydowanym aromacie kiszonych ogórków wzmocnionym deikatnym bulionem jest idealnie klarowna, przezroczysta i esencjonalna. No ale to właśnie kwintesencja consomme. Rozsmakowując się zupą chipsa z boczku polecamy zjeść na początku, by pozostał chrupiący.
W wersji wegetariańskiej czeka na nas tatar z żółtego buraka z musem pomarańczowym i orzechami. Burak słodko-kwaskowy w smaku, najprawdopodobniej uprzednio lekko zamarynowany, sos z pomarańczy aromatyczny, orzechy dopełniają całości. Całość stanowi znakomite połączenie i jest propozycją mocno zaostrzającą apetyt.
Przystawki podniosły nam poprzeczkę i z niecierpliwością czekamy na danie główne. W pierwszej kolejności pieczona na miejscu bułka, szarpana wieprzowina, pikle, domowe frytki i pikantny sos pomidorowy. Całość podana na dużej drewnianej desce. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie trudnej do zjedzenia, ale mamy praktykę z hamburgerami, więc podejmujemy wyzwanie. Mięso jest delikatne, soczyste, aromatyczne i rozpływające się w ustach. Przydałoby się mocniej przyprawione i ostrzejsze, ale to rzecz gustu. Pikle poprawne, lekko octowe małe pieczarki i plastry konserwowego ogórka. Do tego czerwona cebula i trochę rukoli. Całość w bułce z którą mamy największy problem. Ma olbrzymią zaletę która wywyższa ją ponad większością bugerowni – nie rozpada się i jest dobrze przypieczona. Niestety jest również dość słodka – jak klasyczna bułka maślana. To oczywiście kwestia gustu, natomiast dla nas smak bułki i jej słodkość przytłumia całą resztę. Być może właśnie dlatego brakuje nam w mięsie ostrości – dla przełamania smaków.
Domowe frytki niestety nie przypadły nam do gustu. Gdy robimy je sami wg frytkowego guru Hestona – są one miękkie jak puree w środku i chrupiące na zewnątrz. Tutaj zabrakło właśnie tej chrupkości – jakby frytki zamiast się smażyć – ugotowały się w oleju. Lekko pikantny sos pomidorowy do frytek w zupełności poprawny.
Wegetariańskie danie główne to plendze, kwaśna śmietana i kurki. Można rzec – danie idealne nawet dla takich mięsożerców jak my. Co prawda wolimy cienkie i chrupiące placki ziemniaczane, ale wielkopolskie plendze muszą mieć swoją grubość. I w zaserwowanym daniu są wykonane wzorowo. Lekko chrupiąca skórka i rozpływający się w ustach środek. Do tego lekko podduszone kurki – duży plus, że nie zostały przeciągnięte i zachowały strukturę. Kleks kwaśniej śmietany dopełnia całości.
Na koniec deser. Domowe lody gruszkowe, mocno śmietanowe z doskonale wyczuwalną gruszką oraz kryjący się pod czekoladową polewą mus bazyliowy. I ten mus bazyliowy okazał się rewelacyjny. Piana z mleka – nie jesteśmy zwolennikami piany z mleka, ale nam nie przeszkadzała 😉
Podsumowując kolację w Nifty – pomimo kilku uwag wynikających z naszych indywidualnych przyzwyczajeń – myślimy, że zaserwowane menu jest silnym kandydatem do czołówki Restaurant Week. Tym bardziej, że nie możemy nie wspomnieć o doskonałej obsłudze kelnerskiej. Kelner znający menu, odpowiadający na pytania, słuchający uwag – naprawdę rzadkość. Wizyta w Nifty to również uczta dla oka – dania są estetycznie podane, co mimo panującego półmroku staraliśmy się oddać na zdjęciach. I choć klimatyczne światło, tak fajne podczas spędzania czasu w restauracji, nie sprzyja fotografii, to mamy nadzieję, że zdjęcia będące dopełnieniem recenzji zachęcą Was do konsumpcji.