W miniony piątek mieliśmy przyjemność uczestniczyć w degustacji jesiennego menu, na zaproszenie Juliusza Podolskiego i restauracji Firlejka. Firlejka to niewielka restauracja prowadzona przez Annę i Grzegorza Gajek, mieszcząca się w piwnicy przy poznańskim Placu Kolegiackim. Za kuchnię odpowiada szef Piotr Wiśniewski, a doborem win zajął się Łukasz Giżelski.
Na początek by wprowadzić degustujących w dobry nastrój podano delikatne aromatyczne prosecco. Chwilę później pojawiło się amuse bouche. A był to tatar z kaczki z marynowanymi kurkami, ogórkiem kiszonym , szalotką i przepiórczym żółtkiem. Przyznam, że ciężko sobie wymyślić lepszy początek. Tatar idealnie przyprawiony, ilość i dodatki perfekcyjnie pasujące. Chciałoby się więcej, ale to przecież amuse na jeden kęs..
Jako przystawkę zimną dostaliśmy carpaccio z marynowanej dyni z serem ricotta, chipsem z jarmużu, winnym dressingiem i czarnuszką. Dynia zamarynowana idealnie, słodko-kwaskowa, dressing delikatny, wyczuwalnie winny. Nigdy nie byłem fanem chipsów z jarmużu i tutaj się nic nie zmieniło. Jarmuż był wysuszony w piecu, a nie usmażony w oleju i to sprawiło, że był jak dla mnie mało zjadliwy. Ale wielbiciele tego zielonego cuda na pewno będą zachwyceni.
Przystawka ciepła to popisowe danie lokalu, czyli szyjki rakowe w białym sosie z chlebem własnego wypieku. Danie znakomite. Co prawda szyjki naszym zdaniem były lekko przeciągnięte, ale perfekcyjny aromatyczny, maślany sos nadrobił to lekkie niedociągnięcie, zakładam, że wynikające z lekkiego opóźnienia spowodowanego dyskusją przy stole.
Do przystawek serwowane było białe bordeaux Agneau Blanc 2014 – świeże, lekko mineralne, delikatnie wytrawne – idealnie pasowało do podanych dań.
Po przystawkach przyszedł czas na zupę. Był nią krem z patisona. Lekko słodkawy w smaku, zbalansowany kwaśną śmietaną. Pieczone skórki ziemniaka, lekko dyskusyjne – częściowo były smaczne, częściowo gorzkie lub zbyt przypieczone.
Do zupy był riesling z winnicy Grans-Fassian. To półwytrawne cuvee – lekko brzoskwiniowe, kwiatowe, z wyraźnie wyczuwalną słodyczą i mineralnością. To samo wino podane było do ryby, przy czym tak jak do zupy pasowało idealnie, tak do ryby wolałbym odrobinę bardziej wytrawne. Ale to zwykłe czepialstwo bowiem świetnie komponowało się z pieczonym dorszem podanym na szpinaku i ziołowo-czosnkowej zielonej salsie. Ryba delikatna, upieczona w punkt, salsa mocno czosnkowa co przeszkadzało niektórym biesiadnikom, ale dla nas było w sam raz. Szpinak poprawny, podkreślony czosnkiem, bez uwag. Najgorzej w tym daniu wypadł confitowany pomidor koktajlowy – z twardą skóra i w letniej temperaturze.
Przyszedł czas na oczyszczenie kubków smakowych sorbetem cytrusowym z koperkiem. Osobiście wolałbym bez koperku, ale to kwestia indywidualnych smaków.
Przed daniem mięsnym p. Łukasz opowiadając o następnych butelkach zaserwował nam przygotowane pod nie wino – La Ladra barbera d’asti, czerwone, wytrawne wino z Piemontu, charakteryzujące się pięknym purpurowym kolorem, różano-kwiatowym aromatem, a w smaku bogatymi taninami zbalansowanymi lekką słodyczą. Przy okazji przyznam, że kompletnie nie rozumiem po co niektórzy przychodzą na degustacje skoro ignorują organizatorów opowiadających o tym co jest serwowane i zagłuszają prelekcje głośno rozmawiając. No ale co zrobić..
Na szczęście do wina szybko podano danie główne czyli polędwiczki wieprzowe w glazurze rozmarynowej, tłuczone ziemniaki i śliwkę z jałowcem. Śliwka z jałowcem była zbyt zimna. Niestety to mocno wpłynęło na jej odbiór. Polędwiczka przygotowana sous vide – bardzo delikatna. Nawet zbyt delikatna jak dla nas. Ziemniaki tłuczone ze smalcem i skwarkami – rewelacja. W kompozycji z winem to danie trochę zostało przytłoczone przez świetną butelkę. Myślimy, że jest tu jeszcze pole do popisu i dopracowaniu tego zestawu.
Po chwili oddechu przyszła kolej na deser: gruszka z serem lazur pod kruszonką migdałową i kogel mogel. Kruszonka z płatków owsianych i migdałów, kogel mogel podany osobno w słoiczku .. całość z dużą dawką słodyczy lekko przełamana lazurem.
Jeśli komuś słodyczy było mało – jako petit four dostaliśmy mus czekoladowy, z jadalną ziemią orzechową, chipsem czekoladowym z lawendą i sosem śliwkowym.
Na podsumowanie do tego słodkiego zestawu podano idealnie pasujące wino – mianowcie Floralis Moscatel Oro z winicy Torres. To słodkie, a jednocześnie świeże wino, uderzające przepieknym aromatem róży i werbeny było doskonałą kropką nad i całej degustacji.
Podsumowując – mimo kilku niedociągnięć, które dzięki wspaniałej atmosferze były niezauważalne – degustacja była niezwykle udana. Prezentowane na zdjęciach porcje są porcjami degustacyjnymi, porcje w karcie mają pełniejsze rozmiary. A skoro już o karcie mowa to kryje ona w sobie jeszcze kilka niespodzianek, na które szczerze polecamy się wybrać – tym bardziej, że ceny są bardzo zachęcające i przyjazne dla portfela, a obsługa przemiła i przesympatyczna.