Rzucony do stolicy naszej kochanej trafiłem zbiegiem okoliczności na Mokotowską 33 do restauracji Miedzy Ustami. Czasu trochę było, na menu lunchowe nie mieliśmy ochoty, więc wybór padł na dwa zestawy tapasowe — mięsny i rybny. W lokalu było pełno, pora lunchowa, zostaliśmy przez przemiłą obsługę uprzedzeni, że serwowanie tapasów może potrwać chwilę dłużej, bo lunch ma priorytet. Podejście zrozumiałe, nie spieszyliśmy się zbytnio, więc w towarzystwie piwa z Konstancina spokojnie czekaliśmy na swoją kolej. Przyznam, że czekałem z ciekawością i niepokojem, bo menu jest stworzone wg idiotycznej moim zdaniem mody podającej nazwy składników, a nie co jest z nich zrobione. Czyli wybierając „wątróbka/koniak/burak/tymianek” nie wiem czy dostanę pasztet, barszcz czy może w kieliszku koniaku pływać będą pozostałe składniki.
Mimo ostrzeżeń obsługi podanie zestawu rybnego zajęło im raptem z 10-15 minut. Wielki plus za podawanie tapasów na talerzykach i miseczkach. Widząc menu bałem się doniczek, szpadla i liści kapusty. Na szczęście zostało mi to oszczędzone 🙂 Na klasycznej białej i czarnej porcelanie zaserwowano rybny zestaw tapasów.
„przegrzebek / ziemniak / czarny bez”
Czarnego bzu nie wyczułem, szkoda, bo bardzo lubię. Sam przegrzebek poprawny, położony na chipsie z ziemniaka. Jeśli chcecie by chips był chrupiący, natychmiast po podaniu wyjmijcie go spod przegrzebka. W przeciwnym razie robi się miękki i rozciapciany.
„sardynki / majonez kaparowy”
Z lekką obawą próbowałem sardynek, bowiem klasyczne grillowane sardynki z grubą solą stanowią jedną z moich ulubionych przystawek i obżeram się nimi za każdym razem, gdy zdarzy mi się trafić na południe Europy. Obawy okazały się zupełnie zbędne – sardynki były znakomite, podobnie jak majonez kaparowy – domowej roboty majonez idealnie złamany smakiem kaparów. Poezja.
„śledź / śliwka / jabłko / szalotka”
Lubię połączenie śledzia ze śliwką, choć przyznam, że pierwszy raz była to konfitura śliwkowa. Podany na jabłkowym musie śledź jak dla mnie mógłby być bardziej wyrazisty, ale całość komponowała się znakomicie. Skarmelizowane szalotki dopełniały całości.
„krokiety (szpinak / cytryna / koper)”
Malutkie krokiety podane z sosem pomidorowym. Już z wyglądu odstawały znacząco od całej reszty. Okropne, bez smaku, mdłe i nijakie. Nie wyczułem ani cytryny, ani szpinaku i odnalazłem śladowe ilości koperku. Do tego sos pomidorowy, na smak którego ze wzdrygnięciem przypomniałem sobie pomidorowe sosy ze szkolnej stołówki czy słoików z wyrobami pulpetopodobnymi jedzonymi za młodu na biwakach. Nie mam pojęcia jak to danie znalazło się na stole.
„wędzony pstrąg / szpinak / pomarańcza / prażone siemię lniane / kawior”
Po krokietach nic już nigdy nie będzie takie samo 🙂 Ale ten tapas jest znakomity. Wędzony pstrąg nie jest co prawda tak dobry jak uwędzony samodzielnie, ale niewiele mu brakuje. Puree szpinakowe z pomarańczą smakuje znakomicie, a chips z siemienia lnianego jest fajnym dodatkiem. Do tego łyżeczka czarnego kawioru – w połączeniu z pozostałymi składnikami – świetna kompozycja smakowa i wizualna.
„pietruszka / koper / anchois”
Teoretycznie banalna salsa, która została wylizana do ostatniego listka pietruszki za pomocą podanego obok tapasów chleba. Znakomita, rewelacyjna. Poproszę dokładkę.
I tu kolejny plus dla obsługi – natychmiast po skończeniu zestawu rybnego na stole pojawił się zestaw mięsny. Wyjątkowo miłe zaskoczenie.. to kolejny odwiedzony w niedługim czasie lokal, w którym obsługa jest taka jaka być powinna – zawsze na miejscu ale nienarzucająca się.
Na początek „pikle warzywne”
Marchewka, cukinia, groszek cukrowy. Dobre, fajnie kwaśne. Cukinia chyba najsłabsza z tej trójki, ale całość na plus – dobra na pobudzenie apetytu.
„kaszanka / cebula / jabłko / kasza gryczana”
Bardzo ładne podanie. Zamknięta w płatach cebuli aromatyczna, świetnie przyprawiona kaszanka, przesmażona z kawałkami jabłka. Całość posypana chrupiącą uprażona kaszą gryczaną. Bardzo tak.
„kiełbaska jagnięca / czosnek / jarmuż”
Fajnie podany jarmuż usmażony w głębokim oleju. Kiełbaski poprawne. Takie jak być powinny. Czosnek miękko chrupiący, aromatyczny.
„konfitura pomidorowo jabłkowa”
Nie wiem czy to przypadek, czy też szef kuchni nie lubi pomidorów, ale konfitura co prawda nie jest tak okropna jak sos do krokietów, ale też niczym się nie wyróżnia. Jest idealnie nijaka. Nie mogę o niej powiedzieć nic złego, ale też nie potrafię powiedzieć nic dobrego. Przy pozostałych daniach pozostaje daleko w tyle i ginie w mrokach zapomnienia.
„wątróbka / koniak / burak / tymianek”
No właśnie .. wracając do dywagacji z początku recenzji… barszcz? Nie tym razem. W stanowczo za małej miseczce znajdowało się znakomite, aromatyczne, lekkie pate z wątróbki. Świetnie przyprawione i udekorowane karmelizowanymi płatkami buraka. Rewelacja
„Rostbef / pietruszka / rozmaryn / chrzan”
Nie spodziewałem się steka, ale cieniutko pokrojone carpaccio z rostbefu marynowanego w rozmarynie z kleksami musu chrzanowego z powodzeniem steka zastąpiło. Mięso rozpływające się w ustach, mus chrzanowy delikatny z zaznaczonym aromatem chrzanu, świetnie zbalansowany by nie konkurować ze smakiem rostbefu.
Dałem się namówić na deser – ciasto dnia. Czekoladowe ciasto bez mąki, nie za słodkie, mocno kakaowe, z dużą ilością bakalii. Do tego lemoniada – kolejny plus dla obsługi za pytanie o stopień kwaśności. A że słodkiego miałem już dosyć to poprosiłem wytrawną. Mocno zmrożona, kwaśna z delikatną nutą słodyczy była doskonałym zakończeniem.
Podsumowując – nieszczęsne krokiety uznaję za wypadek przy pracy i mam nadzieję nie spotkać ich jak następnym razem wpadnę przetestować resztę menu. A myślę, że warto, tym bardziej, że zestawy lunchowe zjadane przy sąsiednich stolikach wyglądały zachęcająco.