Zostaliśmy zaproszeni w ostatni czwartek na degustacje wiosennej karty menu, więc spieszymy podzielić się opinią.
Lokal znajduje się na poznańskich Piekarach, zajmuje dwa poziomy, z czego piwnica posiada miejsce do tańczenia, a góra jest przeznaczona do konsumpcji. Założeniem restauracji jest menu proste, ze świeżych składników i w dobrych cenach. Ceny są stałe i na 4 poziomach – 9, 14, 19, 29. Przyznam, że pomysł jest znakomity i w danych grupach cenowych można wybrać coś dla siebie. Na początek więc opis zaserwowanego menu, a potem podsumowanie i uwagi.
PRZYSTAWKI
Drobiowe lizaki z salami podane z sosem bbq i sosem jogurtowym z gorgonzolą. Fanem mielonego drobiu to ja nie jestem, dlatego też subtelnie 😛 przyprawione kulki nie zrobiły na mnie wrażenia. W sosie jogurtowym mimo wszelkich starań gorgonzoli nie wyczuliśmy. Sos bbq w tym zestawie również subtelny 🙂
Chickenowe skrzydełka – skrzydełka kurczaka na dwa sposoby – w sosie bbq oraz z limonką i jalapeno. Podane z ziemniaczanymi chipsami. Chipsy jak dla mnie poprawne choć przy części kucharzowi się lekko przeciągnęły, ale mi akurat spieczony ziemniak nie przeszkadza. Skrzydełka dobrze upieczone, idealnie odchodzą od kości. Niestety skóra zamiast chrupiącej jest rozmiękczona sosem. Jest to typowe dla chyba wszystkich restauracji, ale my tego nie lubimy. BBQ jak dla mnie za słodki, za mało wędzony i za mało ostry. Ostre z limonką .. limonka wyczuwalna, jalapeno zupełnie wg mnie brak. Co prawda w moim przypadku ciężko by coś było zbyt ostre, ale fajnie by było coś poczuć. Tym bardziej, że jest to przystawka do piwa … co aż zachęca do zaostrzenia. Ogólnie mam wrażenie ze kucharz poza solą jest bardzo ostrożny w używaniu przypraw.
Śledzik w tempurze – kawałki świeżego śledzia smażone w tempurze podane z sosem teriyaki dostała siedząca przy stoliku wegetarianka, więc nie omieszkałem spróbować. Tempura bardzo dobra, śledź bardzo smaczny, sos robiony na miejscu – bez zarzutu.
DANIA GŁÓWNE
Sałatka biało – niebieska – sałata, gotowany burak, lazur, grillowany kurczak. Podane z dressingiem miodowym zakwaszonym sumakiem. Zacznę od końca – dresing znakomity i robi całą sałatkę. Najchętniej polałbym nim buraka i by wystarczyło 🙂 Kurczak jak dla mnie przesuszony i zimny – nie wiem czy było to zamierzone, buraka zamieniłbym na pieczonego a nie gotowanego. Ogólnie danie dla miłośnikow fit-sałatek, dzięki sosowi bardzo ok
Chikan Curry – kandydat do dania wieczoru. Zielone gęste curry z dużą ilością galangala, przyzwoitym poziomem ostrości, podane z chlebkiem bhatura. Nie wiem na ile pasuje do imprezowego menu, ale zdecydowanie warto się wybrać na miskę lub dwie. Jedyne danie gdzie nie brakowało nam przypraw.
Makrela z malinowym kuskusem – kuskus malinowy ma piękny kolor, ale jakoś nas nie przekonał. Sama makrela bardzo, ale to bardzo słona.
Polędwiczki jus & confit – polędwiczka w solance ziołowej, glazurowane warzywa, cielęcy demi glace i konfitowany ziemniak. To danie może spokojnie konkurować z curry. Chciałbym trochę więcej ziół podczas marynowania polędwiczki, ale to ogólna uwaga co do przypraw chyba w każdym daniu poza curry. Zestawienie całości jednak znakomite. Polędwiczka idealnie w punkt, warzywa lekko chrupiące, sos esencjonalny, świetny konfitowany ziemniak – z chęcią wrócimy na powtórkę. Jedna uwaga co do dekoru – stanowczo za dużo młodej cebulki jako ozdoby. Na polędwiczkach, na curry i na halibucie
Kulbak puree – Smażony halibut, puree z ziemniaków, sos bisque i glazurowane warzywa. Halibut smażony wyłącznie od strony skóry, który to zabieg pozwala rybie „odparować”. Dobra ryba zrobiona w prosty klasyczny sposób – czego chcieć więcej. Sos bisque – czyli redukowany sos przygotowywany na pancerzach homara lub innych skorupiaków. W Uszach do tego celu wykorzystywane są krewetki. Połączenie tego sosu z delikatnym halibutem jest naprawdę smaczne i warto go spróbować.
DESER
Mus z białej czekolady z sosem malinowym udekorowany kulkami galaretki bazyliowej. Słodycz czekolady jest bardzo mile równoważona przez kwaskowy sos malinowy. Miłośnik deserów ze mnie żaden, ale takie połączenie smakowało bardzo ok i ci którzy lubią słodkie bez wątpienia będą zadowoleni.
Świńskie Uszy to oprócz jedzenia miejsce do delektowania się alkoholem i przyznam, że barmanowi należą się gratulacje. W bardzo przyjaznych dla kieszeni cenach dostaniecie świetnie przygotowane drinki. Old Fashion, Bramble i Margharitę z czystym sumieniem polecam – resztę musicie sprawdzić sami.
Na zakończenie kilka uwag podsumowujących. Wybierając się do Uszu byliśmy nastawieni na lokal z dużą ilością wieprzowiny i dań typowo „pod alkohol”. Z jednej strony bardzo fajnie, że są tam świetnie zrobione, a przede wszystkim świeże ryby i sałatki, z drugiej strony w „świńskiej” knajpie jedyna wieprzowiną jaką jedliśmy były polędwiczki. Z racji degustacji nowej karty nie dane nam było spróbować świńskich uszu, ani żeberek. Zęby ostrzyłem również na szprotki smażone, bowiem jeszcze nie udało mi się spotkać smaku zapamiętanego z podróży po Półwyspie Iberyjskim gdzie grillowana/smażona sardynka jest mistrzostwem świata. No, ale będzie to pretekst by wybrać się do Uszu ponownie. Mam nadzieję, że oprócz uszu pojawią się tam kolejne dania podtrzymujące nazwę 🙂 Ogólnie na mapie Poznania jest to ciekawe miejsce do odwiedzenia. Mamy do czynienia z kuchnia przygotowywaną na świeżych produktach, ze zmiennym menu i dużą rożnorodnością, która przy spotkaniach w większym gronie gwarantuje, że każdy znajdzie coś dla siebie, a rachunek nie zabije 🙂 Miło też było zobaczyć elastyczne podejście kuchni przy przygotowywaniu degustacji i dostosowanie dań wg potrzeb uczestników (ryba dla wegetarian, brak sosu bisque dla osoby nie tolerujacej skorupiaków itp)