Do restauracji Saute wybraliśmy się w ramach Restaurant Week z wielką radością. Łatwo się domyślić dlaczego – nasza poprzednia relacja z pobytu w tym miejscu była laurką pełną zachwytów. Nic więc dziwnego, że mając okazję zagościć tam znowu, wybraliśmy się z ochotą.
Bez ogródka restauracja jest maleńka i kameralna, ale niczym nie ujmuje jej to klasy w wyglądzie. Przemiła obsługa zaproponowała nam stolik i z niecierpliwością zajęliśmy miejsca czekając na przystawki.
Dostajemy podane jak przystało na Saute – piękna kompozycja na talerzu. W wersji wegetariańskiej placek ziemniaczany, chrupiący i lekko miękki w środku z duszonymi al dente warzywami julienne. Seler naciowy, zielony groszek, papryka, pomidor – świetna kompozycja wizualna i smakowa. Wersja standardowa wygląda również znakomicie – na placku zwinięte w rulon kawałki gravlaxa, kawior i kwaśna śmietana. Całość smakuje wybornie, aczkolwiek pojawia się pierwszy szkopuł – podany łosoś gravlaxem nie jest. Został zamarynowany w świetnej, aromatycznej, pomarańczowej marynacie, ale przeleżał w niej bardzo krótko. Przez to nie nabrał klasycznej dla gravlaxa zwartej konsystencji i charakterystycznego słodko-słonego smaku. Co nie zmienia faktu, że przystawki były znakomite.
Dyskutując o tym co jest, a co nie jest gravlaxem czekamy na danie główne. O podaniu nawet nie piszemy – na zdjęciach widać, że jest apetyczne. Najpierw danie wege. Gołąbki z włoskiej kapusty z nadzieniem z kuskusu i grzybów podane z fioletowym ziemniakiem, sosem pomidorowym i serem pleśniowym. Całość tak delikatna, że ciężko doszukać się smaku – na pewno zasmakuje osobom, które lubią bardzo subtelne smaki. Danie mięsne natomiast – echhhh nastawialiśmy się na tę golonkę oczekując kulinarnego orgazmu. Zamiast niego przeżyliśmy kulinarny koszmar, trochę tylko złagodzony perfekcyjnym puree chrzanowym i bardzo dobrą kapustą. Gwiazda wieczoru, czyli golonka była przesolona do granic możliwości. Zakładamy, że zbyt długo peklowana przejęła zbyt dużo soli, no ale takie danie nie powinno wyjść z kuchni.
Na deser dostaliśmy bardzo przyzwoite gruszkowe crumble, które z czystym sumieniem możemy polecić. Obsługa po zwróceniu uwagi na słoność, stwierdziła, że owszem wiedzą, ale nie dało się z tym już nic zrobić.
Saute – nie idź ta drogą!!! Nie wiem co stało się z restauracją, która uważaliśmy za jedną z najlepszych w mieście i polecaliśmy niemal każdemu. W przeciągu pół roku z poziomu kulinarnej euforii zostaliśmy sprowadzeni na poziom ledwo zjadliwego dania głównego. Zastanawiam się, czemu lokal tej klasy mając danie, które nie spełnia podstawowych wymagań jakościowych psuje sobie opinie zamiast zaserwować coś innego lub przygotować je na nowo. Mam nadzieję, ze to wypadek przy pracy, lub zły dzień w kuchni i że za jakiś czas uda nam się spróbować menu takiego jak za pierwszym razem.