Pamiętacie naszą recenzje patelni? Oprócz patelni dostaliśmy od e-gustus również garnek do przetestowania. Tylko, że z garnkiem jest problem bo ugotować zupę można niemal we wszystkim. Sam garnek wygląda na solidnie wykonany, posiada taką samą pokrywkę, jak patelnia, razem stanowią ładny komplet. Na uchwytach garnka są zdejmowalne silikonowe łapki, które pozwalają przenosić garnek lub wyciągać go z pieca.. No właśnie .. skoro z pieca to spróbujmy …
Lata temu podczas mazurskiego żeglowania hitem kilku wyjazdów były tzw. pieczonki. Przygotowywane na ognisku w żeliwnym kociołku ziemniaki, boczek,marchew, kiełbasa, zioła .. co było pod ręką. Ogniska co prawda nie zrobimy ale jakby zrobić to w piekarniku? Już sobie wyobrażam to mycie przypalonego gara. To do roboty 🙂
Na początek kilka (no dobra .. kilkanaście) cienkich plastrów wędzonego boczku .. takiego z własnego wędzenia, mocno pachnącego dymem czereśniowym.. W przeciwieństwie do klasycznych śląskich pieczonek nie układamy warstwami tylko mieszamy wszystko razem i wrzucamy – fasolkę szparagową, pokrojone w plastry ok 0,5cm ziemniaki, marchew w grubych plasterkach, papryka czerwona i żółta oraz pokrojony kawałek kiełbasy. Do tego dużo majeranku. Na całości kładziemy 2łyżki smalcu. Przykrywamy folią aluminiową i wstawiamy do piekarnika. 200 stopni – niech się dzieje. Po 45-50 minutach zdejmujemy folię i pieczemy jeszcze 15-20 minut. Do wyciągnięcia przydają się silikonowe łapki. Wygląda apetycznie. Trzeba trochę poczekać, aż ostygnie ale po nałożeniu do misek smak przypomina ten z ogniskowego kociołka. Docieramy do dna garnka i tu czeka na nas miła niespodzianka. Zamiast przypalonego dna – upieczony i aromatyczny boczek. Można darować sobie wykładanie folią lub liśćmi kapusty by uniknąć przypalenia.
Skoro poszło nam tak dobrze z pieczeniem to czas sprawdzić jak garnek sprawdza się w naturalnej roli. Co się najłatwiej przypala? Powidła! A że mieliśmy do zlania nalewkę pigwową to owoce z nalewki postanowiliśmy przesmażyć na dżem. Do odsączonych owoców dolaliśmy 200ml wody i dorzuciliśmy ok 700g cukru. By dodać pikanterii dorzuciliśmy 2 papryczki chili. Ustawiliśmy na ogniu i niech się robią. No przyznaję, że nie zaglądaliśmy zbyt często by mieszać. Mimo to przez ponad 5 godzin smażenia nie udało nam się przypalić pigwy. Dżem wylądował w słoiczkach a garnek w zlewie. Umyty o dziwo szybko i bezboleśnie.
Na koniec postanowiliśmy zaszaleć i upiec chleb. Z racji lenistwa chleb zrobi się sam, a upieczemy go w garnku. Potrzebujemy:
- 400g mąki (my mieliśmy pszenna 500tke i pszenna pełnoziarnistą wiec wzięliśmy pół na pół)
- 200ml wody
- 20g drożdży
- 2 łyżeczki soli
Mąkę przesypujemy do miski. Drożdże rozpuszczamy w wodzie i wlewamy do mąki. Całość dokładnie mieszamy, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 20-24h. Po tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 220stopni, przerzucamy zwartość miski do garnka. Garnek z chlebem wstawiamy do piekarnika. Po 15 minutach zmniejszamy temperaturę na 190stopni i pieczemy jeszcze ok 20min. Wyciągamy z piekarnika i wyrzucamy chleb na kratkę by wystygł. A potem cieszymy się smakiem i chrupiąca skórką.
Reasumując – garnek został potraktowany bezpardonowo i usiłowaliśmy coś w nim przypalić. Wyszło na to, że przy rozsądnym użytkowaniu jest to mało realne i trzeba by się naprawdę uprzeć. Duży plus za silikonowe łapki i jeszcze większy za komfort zmywania. Przy naszej niechęci do zmywania to wyjątkowa zaleta.