11 maja w kilku miastach Polski rusza projekt Restaurant Week. W cenie 39pln będzie można zjeść przystawkę, danie główne oraz deser. Ponieważ system rezerwacji działa tak, że miejsce w lokalu trzeba zarezerwować przed 11 maja, dlatego też by przybliżyć Wam ofertę dostaliśmy zaproszenie od organizatora by przetestować dwa lokale. Padło na Warto nad Wartą oraz na Werandę Lunch & Wine w Starym Browarze.
W pierwszej kolejności pojawiamy się w Warto nad Warto. Nieduży lokal o dość minimalistycznym wyglądzie. Wygląda raczej na „lunch bar” a nie na restauracje. W lokalu minimalistyczny wystrój zaburzają stare beczki po winie służące jako stolik do win oraz solniczki i pieprzniczki rodem z baru mlecznego. Ciekawe połączenie, ale może się podobać. Ale ogólne wrażenie nad wyraz pozytywne. W lokalu poza nami zajęte są jeszcze 3 stoliki, z czego jeden z dość dużym i wciąż coś zamawiającym towarzystwem, jednak kelnerka obsługuje wszystko perfekcyjnie. Za to od samego początku duży plus bo obsługa kelnerska to wciąż w wielu miejscach pięta Achillesowa. Szef kuchni omawia dostępne menu i przeprasza nas, że niestety niedostępne będą policzki wołowe, więc decydujemy się na pstrąga, obie przystawki oraz oba desery.
Przed podaniem przystawek dostajemy czekadełka. Pszenne małe bułeczki i masło ziołowe oraz kawowe. Ziołowe masło ok, klasyczne, lekko słone, natomiast kawowe – znakomite! Lekko słony smak połączony z aromatem kawy daje niezwykłe zestawienie.
Po chwili dostajemy przystawki. Na początek marynowany śledź na carpaccio z jabłek, kwaśna śmietana, salsa, sos holenderski, olej lniany. Bardzo ładnie podana kompozycja na czarnym łupku. Jabłka pocięte na niemal przezroczyste plasterki. Na tym jabłkowa salsa oraz kawałki marynowanego śledzia. Sam śledź lekko octowy, bardzo smaczny, rozpływający się w ustach. Preferujemy śledzia zwartego i takiego, którego należy pogryźć, ale to kwestia gustu. Dodatki bardzo dobrze się komponują, a olej lniany w połączeniu ze śledziem wydobywa jego smak.
Jako drugą przystawkę mamy rostbef sous vide z sorbetem z antonówki, puree z kalafiora z wanilią oraz pudrem orzechowym. Ponownie bardzo ładna kompozycja wszystkich elementów co bardzo cieszy oko. Przyznam, że obawiałem się tego kalafiora z wanilią, kompletnie nie wyobrażając sobie połączenia smaków. Tu jednak zaskoczenie – puree z kalafiora smakuje znakomicie, jest kremowe, a wanilia zamiast przeszkadzać bardzo fajnie się z tym warzywem łączy. Gorzej z sorbetem z antonówki. Mocno cynamonowy i mocno słodki, na dodatek na ciepło. Oczekiwałem zimnego kwaśnego jabłka i wtedy nawet przyjąłbym cynamon. Mięso przygotowane bardzo dobrze, miękkie, ale sprężyste jak na wołowinę przystało. Puder orzechowy nie wywołał u nas reakcji – potraktowaliśmy go jako dekoracje upiększającą danie.
Po przystawce czas na danie główne. Pstrąg z masłem i ziołami, puree z groszku, pęczakiem i karmelizowanymi burakami. Nie lubię pęczaku. Naprawdę nie lubię. Dlatego chciałem policzki, no ale skoro nie było to trzeba się z tym zmierzyć. Kompozycja podania jak w poprzednich przypadkach bardzo efektowna, pstrąg (poza ogonową częścią) wyfiletowany i zawinięty w fantazyjny sposób. Puree z groszku takie jak powinno być, bez zastrzeżeń. Pęczak zabarwiony burakiem okazał się bardzo bardzo ok. Z ust kogoś, kto uważa, że pęczak służy jako przynęta do łowienia ryb to naprawdę komplement. Karmelizowane buraki poprawne. Lekko chrupiące, lekko słodkawe. Bez większych zastrzeżeń. Te natomiast pojawiły się przy rybie. Największym było niedokładne wyfiletowanie. Kilka trafionych ości niestety popsuło przyjemność jedzenia. Ryba przygotowania bardzo delikatnie ale też bardzo nierówno, co jak sądzimy jest spowodowane zawinięciem ryby. Cześć ryby rozpadała się przy dotknięciu widelcem, a cześć była sprężysta. To drobny niuans, który bez wątpienia da się poprawić.
Czas na deser – sorbet truskawkowy z winem musującym i bezą mojito oraz mus z białej czekolady z lodami cynamonowymi i konfiturą śliwkową. Jeśli nie lubicie słodkiego to nie decydujcie się na deser z białą czekoladą. Kulka lodów cynamonowych na słodko-kwaskowych konfiturach śliwkowych polana dużą ilością płynnej białej czekolady. Alarm cukrzycowy wyje i świeci na czerwono 🙂 Ale kto by na to zwracał uwagę – mimo ogólnej słodkości (my ze słodyczy najchętniej steki) całość bardzo dobrze ze sobą współgra i jest to bardzo dobra pozycja dla łasuchów.
Drugi deser jest bardziej wytrawny. Kwaskowy sorbet z truskawek, podany w musującym winie, z kawałkami truskawek do dekoracji i bezą. Bezy nie nazwałbym bezą … miała dość płynną konsystencje. Była słodka jak beza, miętowa i .. no właśnie .. brakowało tego „mojito” – rumowego aromatu i świeżości limonki. Sam sorbet bardzo smaczny, dobrze by było gdyby był mocniej zmrożony bowiem w połączeniu z winem szybko zmieniał się w papkę psując wizualny efekt.
Opuszczamy Warto nad Wartą i przenosimy się do Starego Browaru, do Werandy. Lokal mieści sie w Atrium – pomiędzy starą, a nowa częścią centrum handlowego. Stolik na nas czeka, dania się szykują, w oczekiwaniu na przystawkę zamawiamy wodę. Woda w Werandzie podawana jest zawsze z jakimiś owocami, cytryną itp. Niby drobiazg a cieszy. Dostajemy przystawkę. Krem z buraków z kozim serem. Próbujemy i okazuje się ze to strzał w 10-tke. Zupa jest aksamitna, esencjonalna, lekko pikantna, lekko słodkawa .. Duży plaster koziego sera dopełnia całości. Po prostu rewelacja. Zaczęło się znakomicie. Najchętniej zamówilibyśmy dokładkę.
Ale to może następnym razem, bo czas na danie główne – grillowany kurczak, suszona śliwka, winogrono, pomidorki koktajlowe, sos estragonowy, zielony pieprz. Całość podana w liściach sałaty. I tu po zachwycie zupą następuje dość duży zawód. Kurczak jest letni, sprawia wrażenie odsmażanego, połączenie śliwek, winogron, pomidorków koktajlowych jakoś nie gra… najchętniej wyrzuciłbym z tego zestawu pomidory. Sos estragonowy poprawny i bardzo dobry aromatyczny zielony pieprz.. Jednak całość nas nie przekonuje. Przekonuje nas natomiast podany jako czekadełko chleb pszenno-żytni i sos, który jest firmowym sosem lokalu. Chleb bardzo dobry, sos będący miodowo-musztardową wariacja na temat winegreta bardzo dobrze do niego pasuje.
Podgryzając chlebek dostajemy deser. No fanami deserów, jak wiadomo, nie jesteśmy. Ale zapieczone pod kruszonką misternie ułożone plasterki jabłka podane wyglądają bardzo zachęcająco i smakują jak wyglądają. Jest słodko, ale kwaskowy mus malinowy podany w małym słoiczku pomaga uporać sie z całością deseru. Jako drugi sos – ciepła biała czekolada z wanilią – dla podbicia poziomu cukru 🙂 Spróbowaliśmy, dobry – ale pozostaliśmy przy malinach 🙂
Reasumując – do obu restauracji warto się w ramach Restaurant Week wybrać. W obu lokalach znakomite okazały się przystawki i bardzo dobre desery. Najsłabszymi punktami były dania główne. Należy jednak wziąć pod uwagę, że ocenialiśmy porcje testowe, które mają szanse zostać dopracowane do perfekcji gdy zawitacie do tych lokali.